Wiem, że z jednej strony może to nie jest temat dla każdego. Z drugiej strony nawet jeśli nie zamierzasz być w ciąży, to może poczytaniu o moim podejściu przyda ci się jeszcze w innych obszarach życia.
Pisałam ostatnio tekst o tym, jak kolejny lekarz próbował mi wmówić, że kobietę w ciąży musi boleć i ciągnąć. Wspominałam też, z jakich rozwiązań skorzystałam, żeby sobie pomóc.
Jednak fizyczny aspekt ciąży to nie wszystko. Rozmawiając z koleżankami spodziewającymi się maleństwa, zauważyłam, że moje podejście może być pomocne w radzeniu sobie z wciąż powtarzającymi się wątpliwościami i trudnościami, bo mój system całkiem nieźle na nie odpowiada.
Dlatego dla osób (bo nie dotyczy to tylko pań, ale również panów), które teraz spodziewają się lub będą spodziewać się przyjścia małego człowieka, postanowiłam opisać mój osobisty system wsparcia, który najbardziej mi pomógł.
1. System wsparcia, czyli odpowiedni ludzie wokół ciebie
Piszę o tym jako o pierwszym elemencie, bo z niego wynika wiele kolejnych.
Trochę intuicyjnie (i myślę, że robi to wiele kobiet) znalazłam sobie moje kobiece wsparcie na czas ciąży. Trochę takie przyjaciółki, trochę mentorki. Co ciekawe w każdej ciąży trochę czego innego potrzebowałam, a zatem były to też inne osoby lub w innej roli.
W książce „Duchowy wymiar ciąży” autorzy proponują, aby znaleźć takie osoby czy nawet postacie nierealne, np. kobiece boginie, jako swoje wsparcie. Aby je wybrać świadomie. Ja dopiero w drugiej ciąży byłam bardziej świadoma, kto znalazł się w tej grupie. A czasami nie wybierałam, bo wsparcie przychodziło, gdy byłam na nie gotowa.
Chodzi mi nie tylko o kogoś, komu możesz pomarudzić na mdłości, senność czy zmęczenie, ale też kogoś, kto podpowie, uspokoi lub ochrzani cię w kontekście konkretnych tematów.
Ja jestem wdzięczna za:
- Justynę, która jest mistrzem wyszukiwania informacji i sama tak szykowała się do ciąży, że z wiadomości, które do mnie wysyłała, mogłaby napisać książkę dla mam z radami, co najlepiej wybrać i o co zadbać. To od niej mam listy rekomendowanych rzeczy, kosmetyków, wyprawki, które teraz regularnie przesyłam dalej;
- Justynę, która spędzała ze mną godziny na rozmowach przeplatanych czarnym humorem, sarkazmem i wartościowymi ref-lekcjami;
- Ekipę, która zgotowała mi w ciąży z Oliwią niespodziewany baby shower;
- moje stado wiedźm, które znając moje potrzeby, zamiast klasycznego baby shower w drugiej ciąży zrobiło mi „Kama Celebration”;
- Kasię, która podrzuca mi kamienie i wiedzę o nich oraz książki, jak np. „Duchowy wymiar ciąży”, które poszerzają mój światopogląd.
A to tylko cześć osób, które mogą spełniać w tym okresie waszego życia, jak widać powyżej, baaardzo różne zadania.
System wsparcia dotyczy też osób, które przejmują konkretne czynności. Ten pomysł wzięłam od Justyny, gdy spytałam, jak to jest, że ma kilkutygodniowego bobasa, jest zadbana, zadowolona i ma czas się spotkać. Odpowiedziała, że kluczem jest zaangażowany facet, pomoc mamy od czasu do czasu i niania nawet na 2–3 godziny dziennie. Ja do tego dodałabym kogoś do pomocy w ogarnięciu domu. I rzeczywiście już na etapie ciąży nam się to sprawdziło, a po urodzeniu małego człowieczka tym bardziej, bo dawało przestrzeń na spokojny prysznic, chwilę oddechu, pójście do fryzjera czy rozmowę z koleżanką, czyli zadbanie o siebie i regenerację. Zresztą obecność niani razem z nami na 2-3 godzinny dziennie spowodowała, że gdy Oliwia miała 3 miesiące postanowiłam regularnie nagrywać wideo na YouTube’a i udało się to świetnie poukładać (pomimo tego, że karmiłam ją wyłącznie piersią do 6 miesiąca).
2. Dostosuj rozwiązania do zmieniającej się sytuacji i podejmuj decyzje na krótkie okresy
Pamiętam ten moment w ciąży, gdy powiedziałam Marcinowi, że nie chcę, aby już wyjeżdżał, zwłaszcza na dłużej, więc na ostatnie zlecenie szkoleniowe zamiast jechać po kilkanaście godzin w jedną stronę poleciał samolotem (koszt wliczył w wycenę szkolenia), a potem na 2 miesiące zawiesił takie aktywności na żywo.
Po urodzeniu Oliwki był też moment, gdy jeszcze nie było niani, a ja nie czułam się za dobrze i najtrudniejsze było zostawanie z nią samej na dłużej. Dlatego ustaliliśmy z Marcinem, że oprócz weekendów również w każdą środę Marcin będzie zostawał z nami w domu (lub gdzieś razem z nami jechał). Nie chodziło o to, żeby nie pracował, bo często warunki pozwalały na to, że miał czas na ogarnianie spraw firmowych, ale by robił to w domu. I takich przykładów mogę wymieniać więcej. To, co było ważne, to ustalanie tego na określony czas: zróbmy tak przez tydzień, dwa, może miesiąc i zobaczymy, czy to się sprawdza i co po tym czasie trzeba będzie zmienić. Te środy w domu przydały nam się może 3-4 razy, ale na tamten moment były dla mnie ekstremalnie ważne. A potem, gdy wiedzieliśmy, czego potrzebujemy, układaliśmy nasze sprawy jeszcze lepiej.
3. „Pamiętaj, że 24 godziny na dobę produkujesz człowieka”
– to zdanie Marcin powtarzał mi już w pierwszej ciąży, kiedy próbowałam marudzić, że źle się czuję, jestem nieprzydatna, nie mam na nic siły i nic nie robię. I tym samym wytrącał mi wszystkie argumenty, gdy sama siebie próbowałam wrzucić w jakiś kierat wymagań i oczekiwań. Teraz sama powtarzam to zdanie koleżankom. Ciąża to szczególny czas, organizm szaleje, wyczynia rzeczy, których na co dzień nie musi, robi ogromny wysiłek, zmienia się, więc nie bądź dla siebie taka surowa i wymagająca. Pamiętaj, że 24 godziny na dobę produkujesz człowieka!
4 „To minie”
– to zdanie przyszło do mnie, gdy moja przyjaciółka była w ciąży i nie było jej łatwo. Akurat czytałam jedną z książek, która mocno podkreśla temat uważności. Stwierdzenie „to minie” było elementem z doceniania tego, co tu i teraz, a jednocześnie zdejmowania z siebie presji i napięcia. Zatem, gdy jest ci trudniej, pomyśl „to minie”: mdłości, bóle, skurcze, pobyt w szpitalu, trudności z karmieniem, nawał, bóle związane z kurczeniem się macicy po porodzie, niemoc, senność, a nawet po prostu sama ciąża. To wszystko minie. Czasem samo to zdanie daje ulgę, a mi pozwalało bardziej docenić te momenty, które właśnie trwały, np. kopniaki w brzuchu, choć także prosto w pęcherz albo przeponę. To czuje się tylko przez kilka, może kilkanaście tygodni i zamiast na nie narzekać, mogłam się nimi bardziej cieszyć.
5. „Dziecko przynosi obfitość”
– to zdanie w luźnej rozmowie przyniosła mi Dorota Jesiołowska- Sołoducha, i gdy zaczęłam patrzeć na okres ciąży oraz porodu jako czas obfitości, to znacznie łatwiej było mi szukać rozwiązań. Tym bardziej, że pracując u siebie, z domu, na dodatek prowadząc z Marcinem jeden biznes, wiedziałam, że chcę przygotować nas i firmę na to, abyśmy nie musieli pracować, ale mogli. To niesamowite, ile usprawnień, optymalizacji, delegowania, udało nam się w tym czasie zrobić i co najlepsze, nasz biznes wbrew obawom rodziny nie ucierpiał, a rozwinął się jeszcze bardziej.
6. Nie kupuj.
Nie kupuj miliona pierdół, które marketingowcy, ulotki, sklepy próbują ci wcisnąć, wmówić, że ich potrzebujesz. Widzę kolejne mamy szalejące z urządzaniem pokoju, który potem jest nieużywany, bo dziecko i tak na początku śpi w sypialni rodziców, a wiele rzeczy przydatnych jest przez miesiąc, może kilka. Wchodząc na strony sklepów internetowych z rzeczami dla maluchów, rzeczywiście można się zakochać w tych rysunkach, stylizacjach itp., ale pytanie, na ile rzeczywiście tego potrzebujesz. Poza tym każda odwiedzająca cię osoba donosi potem w prezencie gryzaczki, grzechotki, ubranka czy misie i może warto na nie poczekać, zamiast zostać potem zasypanym rzeczami. Ja większość rzeczy dostałam od kogoś i byłam za nie ogromnie wdzięczna, bo często z ich przekazaniem wiązało się też otrzymanie rekomendacji dotyczących ich używania. Zresztą sama też z radością dzielę się dalej tym, co u nas jest już nieprzydatne. Pamiętaj, że przyjmując i używając różne rzeczy, często sprawiasz wielką frajdę temu, kto ci te rzeczy podarował.
7. Zadbaj o swoje różne obszary: fizyczny, intelektualny, emocjonalny, duchowy
O fizycznym już wspominałam w poprzednim poście, ale dla przypomnienia podpowiem, że mi pomogły:
- masaże,
- fizjoterapeuta uroginekologiczny (np. byłam przekonana, że mama nie powinna masować brzucha. Wyczytałam, że może to pobudzać skurcze, a fizjoterapeutka wytłumaczyła mi, że to jakiś powtarzany mit i odpowiedni ucisk może złagodzić skurcze i napięcia),
- osteopata,
- joga powięziowa,
- wizyty u kosmetyczki (trochę dla ciała, trochę dla samopoczucia).
Dla zadbania o siebie intelektualnie warto poczytać więcej o samej ciąży, koniecznie ze sprawdzonych książek i źródeł, takich jak blogi. W zależności od tego, co was interesuje, mamy w internecie rekomendują sprawdzone źródła. Nie opierałabym się raczej na broszurkach stworzonych pod okiem firm, bo lubią powtarzać różne mity.
Mnie dużo dała klasyczna książka „W oczekiwaniu na dziecko”, jest to taka cegła zawierająca odpowiedzi na wiele pytań i wątpliwości. Ciekawą pozycją jest też książka „Mamy mamom”, która ma dwie części i składa się z rozdziałów napisanych przez różne matki i ekspertki.
W obszarze emocjonalnym zadbaj o swoje potrzeby. Może naszło cię na malowanie, śpiewanie lub jakieś rękodzielnicze aktywności. A może, tak jak ja, masz chęć zapisać się na jakiś kurs tylko dla siebie. W pierwszej ciąży w 6 miesiącu zapisałam się na trening MBSR, czyli kurs uważności, i było to dla mnie bardzo ważne, bo miałam poczucie, że oprócz dziecka dbam o siebie. Zresztą ćwiczenia oddechowe i rozluźniające bardzo przydały mi się potem podczas końcówki ciąży i porodu.
W drugiej ciąży natomiast trafiły do mnie „przypadkiem” najpierw karty z afirmacjami „cud narodzin” i „kobiet.om”, a potem karty tej samej twórczyni, Natalii, właśnie w temacie mindfulness. I nie pracowałam z nimi regularnie, ale gdy miałam słabszy dzień, wyciągałam je z pudełka i przeglądałam, przypominając sobie np. za co jestem wdzięczna lub na co warto popatrzeć z innej perspektywy.
8. „Niezależnie od innych czynników, to i tak ja muszę urodzić”
– ta myśl przyszła do mnie, gdy wahałam się, jaki szpital, lekarza, położną wybrać. Z jakichś dziwnych powodów wydawało mi się to ogromnie ważne. A potem pomyślałam sobie, że to proces przez który przechodzę ja, a ludzie tylko mi towarzyszą, więc najważniejsze, żeby nie przeszkadzali. Zresztą i nawet w takiej sytuacji sobie poradzę, będąc świadoma, czego chcę i czego nie chcę. Takie przyjęcie odpowiedzialności, dało mi jednocześnie dużo wolności i… luzu, bo przestałam się spinać wyborem, czy nieprzewidywalnymi okolicznościami zewnętrznymi, a zdałam się na siebie i swoją intuicję.
Wszystkiego najlepszego kochani! Super wpis i super świadomi rodzice „produkują” super dzieci! 😀