Obiecałam wam opisać dokładniej, w jaki sposób rozwijałam jeden z obszarów mojego życia. Zastanawiałam się, od którego zacząć, bo w ciągu ostatnich lat udało mi się dotknąć już kilku z nich (w sensie świadomego przyjrzenia się im i rozwijania ich), i to z widocznymi efektami. I choć uważam, że temat zdrowia, samopoczucia, energii życiowej i ogólnego dobrostanu organizmu jest najważniejszy w moim życiu (i prawdopodobnie powinien być dla każdego z nas, bo jeśli jesteś jak dętka, a do tego zdychasz ze zmęczenia czy choroby, to i tak niewiele zrobisz), to pomyślałam, że w temacie podejścia do pieniędzy i zarabiania zrobiłam chyba najwięcej różnorodnych rzeczy. Tym bardziej, że teraz wróciłam do niego po raz kolejny, świadomie planując swój rozwój, gdy okazało się, że potrzebuję wejść na nowy poziom.
Przede wszystkim – skąd to się wzięło?
Czynników było kilka.
- Na szkoleniach lub w trakcie pojedynczych ćwiczeń z książek dotykających tematu pieniędzy ciągle wychodziły mi jakieś przekonania, które okazywały się dla mnie ograniczające.
- Moje finanse nie wyglądały tak, jakbym chciała.
- Na tamten moment nawet nie myślałam o oszczędzaniu czy inwestowaniu (po prostu nie mieściło mi się to w głowie i nie miałam nadwyżek, które mogłabym wydawać). Więc trochę naturalnie – a nie jako świadomy wybór – skupiłam się na zarabianiu i sprawdzeniu, gdzie wyciekają mi pieniądze, czyli na co je wydaję. Oszczędzanie nie było moim celem jako takim (może bardziej świadomość, na co wydaję, i ewentualnie zracjonalizowanie i eliminacja zbędnych wydatków). Bo wolę skupić się na zarabianiu więcej na swoje potrzeby niż na szczędzeniu sobie jednych rzeczy na rzecz innych celów.
Jakie działania podjęłam?
- Zebranie książek z tej tematyki, które już miałam pod ręką.
- Powrót do materiałów ze szkoleń, na których byłam i gdzie w jakiś sposób omawiany był temat pieniędzy.
- Szukanie darmowych materiałów w sieci.
- Stworzenie listy najprostszych, bezpłatnych działań, które mogę zrealizować w tym obszarze: eksperyment 1 – spisuj wydatki, eksperyment 2 – codziennie zarób jakieś pieniądze.
- Szukanie wydarzeń i szkoleń (również płatnych) z tego obszaru.
Jeśli jesteście ciekawi, to poniżej rozwinęłam poszczególne punkty.
W pierwszej kolejności zebrałam książki z tematyki myślenia o pieniądzach, które chciałam przeczytać, a przynajmniej przejrzeć. Wszystkich nie pamiętam, ale na pewno wcześniej kiedyś czytałam już książki: „Bogaty ojciec, biedny ojciec” Roberta Kiyosakiego, „Truskawkowy milioner” Roberta Maichera czy „Bogać się, kiedy śpisz” Bena Sweetlanda.
W tym czasie, gdy postanowiłam przez pół roku skupić się na temacie „pieniądze”, na pewno na liście znalazły się:
- „Dusza, biznes, pieniądze”
- „Bogaty albo biedny. Po prostu różni mentalnie” Harva Ekera,
Miałam je w większości w domu, ale albo wcześniej nie wydawały mi się atrakcyjne, albo po prostu czekały na swoją kolej.
Pamiętam też, że szukałam w internecie treści dotyczących przekonań związanych z pieniędzmi. Zresztą ten temat kilka razy wracał do mnie w formie ćwiczeń podczas różnych szkoleń czy w książkach. Sięgnęłam m.in. po ćwiczenia z książki Arkadiusza Bednarskiego i siadłam ponownie do tych, które przerabialiśmy wcześniej w Akademii Trenerów/Mentorów Iwony Majewskiej-Opiełki.
Najwięcej dało mi jednak ćwiczenie, które potem sama niejednokrotnie proponowałam podczas prowadzonych przeze mnie szkoleń, czyli: co pamiętasz, że słyszałeś o pieniądzach w dzieciństwie? Jakie sytuacje widziałeś? W jakich sytuacjach uczestniczyłeś? Wbrew pozorom każda z części tego ćwiczenia może przynieść inne wspomnienia, które mogą was zaskoczyć. Nie dotyczy to zresztą samego pieniądza, to może być coś związanego z pożyczaniem, liczeniem, kupowaniem, odkładaniem czy też oszczędzaniem albo z biedą czy bogactwem.
Co ciekawe, za każdym razem, gdy sama siadałam do tego ćwiczenia lub słuchałam przemyśleń uczestników szkolenia, okazywało się, że przypominało mi się coś zupełnie nowego i niestety często ograniczającego.
W tym czasie zrobiłam też test StrengthsFinder, bo zależało mi, żeby lepiej zrozumieć swoje mocne strony właśnie w kontekście zarabiania i biznesu.
Tak jak już wspominałam w poprzednim tekście, pracując nad danym obszarem i skupiając się na nim, szukałam każdej okazji, żeby szkolić się na bezpłatnych warsztatach z tej tematyki. (Robię to dopóki czuję, że te bezpłatne treści poszerzają moją wiedzę i budują bazę w danym temacie. Gdy czuję, że zaczynam czytać/słuchać/oglądać coś i już to wiem, przychodzi czas na większą selekcję i wybór płatnych materiałów). Szukałam też płatnych wydarzeń (wzięłam na przykład udział w Millionaire Mind Intensive).
Jak z kolei wyglądały moje eksperymenty w praktyce?
Nie pamiętam już, skąd zaczerpnęłam pomysły na konkretne działania czy która książka zmieniła szczególnie moje podejście. Chcę jednak wspomnieć o najważniejszych rzeczach, które robiłam i które zadziały się w wyniku moich aktywności.
- Na szkoleniu MMI zdałam sobie sprawę, że jestem typem, dla którego pieniądze mogłyby nie istnieć: ani je lubię, ani ich nie lubię. To powoduje, że mam je w ilości niezbędnej wtedy, kiedy mi ich potrzeba, ale oprócz tego nie dążę do nich. Nic zatem dziwnego, że nie mam ich więcej. Zdecydowałam, że mi to nie służy i że chcę zmienić to podejście. Tym bardziej że postanowiłam, że biedna też nie chcę być. Wniosek: zaczęłam pracować nad tym, żeby polubić pieniądze. Pieniądze są OK.
- W zmianie tego przekonania pomogła mi jeszcze jedna myśl (zaczerpnięta z jednej z książek), czyli że pieniądze to środek wymiany energii. Powtórzę, żeby i do ciebie to dotarło: PIENIĄDZE TO TYLKO (I AŻ) ŚRODEK WYMIANY ENERGII. Rozumiem to w ten sposób, że ja daję energię (np. przygotowuję się, edukuję, a potem prowadzę szkolenie, więc wkładam w to energię) i za ten mój wkład energetyczny dostaję wynagrodzenie. Tak samo płacę za różne rzeczy pieniądze, bo ktoś w wymyślenie ich, wytworzenie, dostarczenie, podanie czy sprzedanie wkłada swoją energię. Nagle w moich oczach pieniądz przestał być czymś niesamowitym, nieosiągalnym, wstydliwym, wrogim, a stał się nie tylko środkiem wymiany, ale też możliwością wymiany energii z innymi. Zaczęłam w nim też dostrzegać szansę na interakcje.
- Eksperyment 1: Idąc za radami ze szkoleń i książek, postanowiłam poznać mój budżet, spisując wszystkie wydatki z całego miesiąca. Zbierałam paragony, robiłam notatki na telefonie, gdy wydawałam gotówkę, a do tego sprawdzałam jeszcze wyciągi z konta. Każdy grosz, nawet zgubiony (dosłownie) – wszystko lądowało w Excelu, a potem dzieliłam to na różne kategorie. Z tego wyszedł mi obraz co jest dla mnie ważne, na co wydaję najwięcej, na co sporadycznie, gdzie mogłabym trochę zmniejszyć wydatki, a które są ważne, a stanowią ułamek budżetu. To było bardzo pouczające, Więc eksperyment ze spisywaniem wydatków kontynuowałam przez ponad rok. Próbowałam też podziału na koszyki według Harva Ekera, ale w tamtym czasie zarabiałam jako trener i nie miałam stałego wynagrodzenia, więc ten system nie pasował mi, bo miałam poczucie, że bardziej przygotowany jest pod etatowców.
- Eksperyment 2: Wzięłam sobie za to do serca inną radę – czyli to, aby codziennie coś odkładać, choćby 1 grosz. Ale jak to zrobić, jeśli dostaje się nieregularne wynagrodzenie? Dlatego wymyśliłam sobie wyzwanie, aby codziennie zarabiać/dostawać jakieś pieniądze. I to było niesamowite doświadczenie. Po pierwsze zrobiłam listę pomysłów na codzienne uzyskanie jakiejś kwoty, np. upomnienie się o zwrot pożyczonych pieniędzy, sprzedaż 1 mojej książki, sprzedaż 1 książki z mojej biblioteczki na Allegro, zrobienie porządku w torebkach i poszukanie drobniaków (dobra motywacja do porządków, za które nie mogłam się zabrać) czy zabranie kogoś na BlaBlaCar itp. Po drugie zrobiłam listę, jak mogę zarobić więcej, np. odezwanie się do klienta w sprawie konsultacji, bo on się nie odzywa, sprzedanie hurtowo moich książek, wysłanie oferty szkoleniowej. Nie wszystkie te działania wiązały się z bezpośrednim wpływem pieniędzy na moje konto już dziś, ale miały być krokiem prowadzącym do zarobienia pieniędzy.
- Zdarzyły mi się też przypadkowe olśnienia. Akurat w tym czasie wydawaliśmy nasze pierwsze książki tłumaczone z języka angielskiego i czytałam obie pozycja Todda Henry’ego: „Kreatywność na zawołanie” i „Die empty. Życie na 100%”. Todd jest specjalistą od kreatywności, zarządzania nią i prowadzenia takiego życia, aby używać jej właśnie w stu procentach, więc nie spodziewałam się, że trafię na coś dotyczącego finansów. Co zatem od niego wzięłam? Podejście do priorytetów. Todd mówi, że prawdę o tym, co jest ważne, powiedzą ci twój portfel i kalendarz. To zdanie mnie olśniło! No tak, jeśli tylko mówię, że coś jest dla mnie ważne, a nie mam na to czasu i szkoda mi na to pieniędzy, to znaczy, że to wcale nie jest takie ważne i tylko się oszukuję. Przykłady można mnożyć: ludzie, którzy mówią, że rodzina jest dla nich ważna, ale czas spędzają w pracy; osoby deklarujące, że chcą dbać o swoje zdrowie i kondycję, ale wolą leżeć na kanapie i wydać pieniądze na ciuchy czy jedzenie, a potem na aktywności fizyczne już im brakuje itd. Mnie to zdanie pokazało konkretny miernik moich priorytetów. W kontekście finansów spowodowało na przykład, że zaczęłam bardziej świadomie wydawać na to, co dla mnie ważne (na co dzień to choćby wybór między szpinakowym smoothie a dużą latte – stawiam na coś zdrowszego – czy zadbanie o ciało w formie zajęć jogi lub masażu zamiast kupienia kolejnego ciucha itp.).
Rozwijając dany obszar, staram się nim otoczyć, zanurzyć w niego, żeby choć na chwilę każdego dnia mieć z nim styczność, a jednocześnie planować sobie aktywności z nim związane.
Dobrą strategią, która mi też zawsze w tym pomaga, jest rozmawianie z innymi ludźmi, np. znajomymi. Z jednej strony dzielę się tym, co nowego odkryłam, z drugiej – pytam o ich podejście czy sposoby działania. Zbieram przede wszystkim inspiracje, ale dzięki takiej formie inni ludzie są też dla mnie trochę jak lustro, dzięki któremu analizuję, co mówią i robią, i przyglądam się również sobie.
Jakie efekty przyniosły te działania?
- Świadomość, ile i na co wydaję pieniądze. Większe panowanie nad wydawaniem.
- Odłożenie pierwszych pieniędzy.
- Rozpoczęcie gospodarowania pieniędzmi w jakimś pierwszym systemie.
- Zmiana części przekonań (przynajmniej tych, które na tamten moment najbardziej mnie ograniczały).
- Udowodnienie sobie, że zarabianie nie jest takie trudne i nie musi dotyczyć wielkich kwot. Wystarczy dużo kraników (nawet małych), ale z których z czasem tworzy się jeden potok 😉 PS. Tej metafory do tej pory używamy w życiu i w Osmpower.
- Cytat Todda: „Prawdę o twoich priorytetach powie ci twój portfel i kalendarz” wgryzł się tak mocno w moje myślenie, że towarzyszy mi właściwie każdego dnia, a świadomie wraca przy podejmowaniu przez nas ważnych decyzji życiowych i biznesowych.
Co dalej?
Temat się nie urwał, bo zwykle jak już zacznę rozwijać w swoim życiu daną dziedzinę, to mnie to wciąga. Widzę efekty, więc CHCĘ WIĘCEJ 😉
Tak jak wspomniałam, wydatki spisywałam przez ponad rok i ostatnio znowu do tego wróciłam.
Nie szukałam aktywnie, ale jeśli miałam okazje, to uczestniczyłam w szkoleniach czy czytałam książki z tej tematyki.
Ale o tym to już chyba w jednym z kolejnych postów, jeśli okaże się, że interesuje was kontynuacja. Zatem dajcie znać, czy to dla was przydatne, czy chcecie level pro, czyli wersję, co zrobiłam później lub robię teraz w kontekście mojego podejścia do finansów.
A może podzielicie się swoimi małymi eksperymentami w tym zakresie i to ja się zainspiruję?
PS. Dla tych, którzy nie mogą się doczekać, dodam tylko, że od tamtego czasu duży wpływ na mnie miały książki Felixa Dennisa, a szczególnie tytuł: „Jak zdobyć bogactwo”, którą wydaliśmy w Osmpower. Jest napisana w przewrotny sposób, bo autor w wielu miejscach wręcz zniechęca do dążenia do bogactwa i rozwiewa wiele mitów związanych z pieniędzmi i ich posiadaniem.